poniedziałek, 4 czerwca 2012

Top5: Kangaroz


Pewnie większości z Was Olsztyn kojarzy się przede wszystkim z Vaderem. Ekipa Petera to bez wątpienia najbardziej znany towar eksportowy ze stolicy Warmii. Zresztą zanim sukcesy na światowej arenie zaczął święcić Behemoth, to chyba właśnie olsztynianie byli najbardziej rozpoznawaną polską ekipą. Death metal nie jest jednak moją najmocniejszą stroną, a w moich rodzinnych stronach można znaleźć sporo ciekawych zespołów. Dziś o jednym z nich.

 Kangaroz to olsztyńska ekipa, która powstała jeszcze w latach 90. Zespół nagrał trzy płyty – ostatnią w 2007 roku, po czym słuch o nich w zasadzie zaginął. Przed pisaniem tego tekstu próbowałem znaleźć jakieś informacje odnośnie grupy i jedyne co znalazłem to nieaktualizowana od 2008 roku strona oraz profil na lastfm. Szkoda, bo Kangaroz zapowiadał się na zespół, który może coś osiągnąć. Panowie grali muzykę, która miała szansę zaistnieć przed  szerszą grupą słuchaczy. Nowoczesny, wpadający w ucho rock z rapowanym wokalem. Nie jest to szczyt oryginalności i przejaw najwyższych muzycznych zmysłów estetycznych, ale jako całość wypada bardzo przekonująco. Miałem okazję przekonać się o tym na żywo, gdy grupa podczas koncertu na polach grunwaldzkich supportowała Myslovitz. Panowie potrafili wykrzesać na scenie dużo energii, a skaczący w publikę wokalista potrafił dobrze nakręcić publikę. Przejdźmy jednak do rzeczy.

Supernovy – kawałek z pierwszego albumu zatytułowanego po prostu „Kangaroz”. Debiut to moim zdaniem najlepsze wydawnictwo zespołu. Jest prosto, czadowo, bez zbyt wielu eksperymentów, jakie pojawiały się na kolejnych krążkach. Supernovy to największy przebój zespołu.



Bilet – nadal zostajemy przy debiutanckim materiale. Tutaj dowód na to, że nawet podróż komunikacją miejską to dobry temat na tekst. Zresztą jak donoszą wiarygodne źródła, usposobienie olsztyńskich kanarów zostało oddane idealnie w tym utworze.



III Paski – znowu bardzo życiowy tekst. Nietrudno chyba domyślić się, jaka grupa społeczna trafia tym razem na tapetę.



Wokół niej – spokojniejszy kawałek z drugiej płyty. Zaczyna się nietypowo, bo od akustycznego wstępu i spokojnych partii gitarowych utrzymanych w formie dialogu. W trakcie pojawiają się typowe dla zespołu energetyczne wstawki, ale łagodniejszy klimat utrzymuje się do końca. Miła odmiana od typowego wizerunku zespołu.



Kangaroz – zabrakło kreatywności przy wymyślaniu tytułu, ale kawałek bardzo konkretny. Obok Supernovy największy przebój zespołu. W porównaniu do hitu z debiutu tu jest jednak więcej energii i mocy.



P.S. Widzę, że niektóre nagrania w kiepskim stanie. W oryginalnych wydaniach jakość była o wiele lepsza, jednak w Sieci nie mogłem znaleźć nic lepszego…

P.S. 2 Mały bonus. Żeby pokazać, że Kangaroz też ma poczucie humoru


3 komentarze:

  1. Kurde, już całkowicie o nich zapomnieliśmy. Pamiętamy jak na Woodstocku w Żarach potrafili rozbujać publiczność. Dobrzy byli.

    OdpowiedzUsuń
  2. http://pitchfork.com/reviews/tracks/13741-march-to-the-sea/ - nowy Baroness;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za link. W końcu wakacje, więc będę miał trochę czasu zająć się muzyką bo ostatnio nawet nie było kiedy...

      Usuń