Po Battle Of The Bands przyszła pora na najważniejsze, czyli występ gwiazd. Pierwszego dnia Famy na scenie pojawiły się None, Corruption i Luxtorpeda. Jak widać mocny skład i do tego dosyć spójny stylistycznie. Wszystkie wymienione zespoły prezentują się gdzieś mniej więcej w środku stawki, jeśli chodzi o ciężar gatunkowy. Nie jest to waga super ciężka, ale też goście zaproszeni na pierwszy dzień imprezy potrafią przyłożyć mocniej niż chociażby obecny dnia drugiego Happysad.
Pierwsi na scenie zameldowali się muzycy None. Nie jestem wielkim fanem bydgoskiej ekipy, ale podobał mi się ich koncert. Wykonywana przez nich muzyka dobrze prezentowała się na żywo. Na duży plus trzeba zaliczyć także żywiołowe zachowanie wokalisty. Bartosz Zawadzki prezentował tak jak przystoi metalcorowemu frontmanowi. Energia aż roznosiła go na scenie. Postawa wokalisty nie udzielała się jednak niestety zgromadzonym fanom. Tłumek pod sceną nie rozrósł się specjalnie w porównaniu do tego jaki zbierał się podczas The Toobes czy Hold Back The Day. Większość osób obserwowała występ z ławek amfiteatru wyraźnie czekając na kolejne grupy. Wśród numerów, jakie wykonało None tego wieczora warto wymienić „Darkness” i „Sundown” (o ile dobrze zapamiętałem). Oba pochodzą z nadchodzącej płyty, która pojawi się tej jesieni. Warto zapamiętać!
Po None przyszła pora na Corruption. Chociaż ekipa z Sandomierza jest o pokolenie starsza od poprzedników, to muzycy chyba mocno zapatrzyli się na występ swoich młodszych kolegów. Podczas występu Rufus z zapałem biegał wokół sceny, wskakiwał na przody i zagadywał publikę. A ta na szczęście zdążyła się już w tym czasie zgromadzić naprawdę licznie i żywiołowo reagowała na zaczepki wokalisty. Od czasu do czasu kilka słów wtrącał także Anioł, więc atmosfera była naprawdę bardzo dobra i widać było, że zespół nie przyjechał odwalić pańszczyzny, ale bawi się na scenie doskonale (momentami może nawet lepiej niż publiczność). Dodatkową motywacją dla grupy był fakt, że tego dnia muzycy żegnali swojego wieloletniego kierowcę, który także pojawił się tego wieczoru na scenie. Niby drobnostka, ale bardzo miły gest i właśnie takie rzeczy budują atmosferę. Ok, piszę jak było, ale nie wspomniałem jeszcze o kawałach, jakie Corruption zagrało tego wieczoru. Chociaż to może akurat nie jest takie ważne, bo jeśli zespół jest w formie to wcale nie musi grać na występie swoich największych przebojów żeby poderwać publikę. Na szczęście tym razem była i forma, i najlepsze kawałki. Większy nacisk położony był na nowsze numery, ale pojawiło się też kilka tytułów z wcześniejszych płyt. Z żelaznego repertuaru mocną reprezentację miał krążek Virgin’s Milk. Było brawurowo odegrane „Lucy Fair”, odjechane „Freaky Friday” oraz „99% Of Evil”. Z najnowszego krążka nie mogło zabraknąć rozbujanego „Devileiro”. W samym finale pojawiło się natomiast… „Paranoid”. Chociaż to wcale nie takie zaskoczenie, bo numer Black Sabbath pojawił się przecież na płycie „Pussyworld”. I to było na tyle, jeśli chodzi o Corruption tego wieczoru. Muzycy dali świetny popis swoich umiejętności, który przyprawiony udaną konferansjerką należy do kategorii tych zapadających w pamięci na długo.
O Luxtorpedzie
postaram się napisać w kilku słowach. Na początku wakacji byłem na ich
olsztyńskim koncercie, który przebiegał bardzo podobnie. Różnice w porównaniu
do iławskiego dotyczyły głównie budowy setlisty. Numery były odegrane w trochę
innej kolejności, ale i tak można było usłyszeć wszystkie najlepsze kawałki.
Już w poprzednim wpisie wspominałem o obsuwie czasowej, ale napiszę jeszcze
raz. Zamiast o 22.30 Luxtorpeda
pojawiła się po 23.30. Widać było, że muzycy są już trochę zmęczeni. Wydaje mi
się, że w Olsztynie prezentowali się odrobinę lepiej, ale może to wina późnej
pory. Mimo wszystko należą im się słowa uznania, bo koncert był długi. Ostatni
numer wybrzmiał dobrze po 1 w nocy, a muzycy zapowiedzieli jeszcze, że spotkają
się z fanami w namiocie. Jeśli chodzi o postawę na scenie to było standardowo.
Rozmową z publiką zajmował się Litza
rzucając anegdotami związanymi z poszczególnymi numerami, albo opowiadając
historie życiowe odpowiadające kawałkom. Hans
jak zwykle pozostawał małomówny i statyczny- taki już jego styl, chociaż wydaje
mi się, że w Olsztynie kilkakrotnie przemówił. W tym miejscu nasuwa mi się
jedna uwaga odnośnie Luxtorpedy- w
porównaniu do poprzedników byli bardzo statyczni na scenie. Sporo miejsca
zajmowała wyciągnięta do przodu perkusja Krzyżyka,
Litza musiał stać przy mikrofonie, a
bieganie jakoś nie leży w naturze Hansa,
ale mimo wszystko trochę dynamiki na scenie by im się przydało. Namiastkę tego
można było zobaczyć pod koniec, podczas „Kombojów”
i „Polskiej wędki”, kiedy Litza zasiadł za perkusją, wokal
przejął Kmieta, a do tańca ruszyli Krzyżyk, Drężmak i dzieci (Litzy?).
Zacząłem od końca, ale wracam do początku, czyli do
odegranego na wyraźne żądanie publiki „Hymnu”. Potem poszły kolejne numery z „Robaków”. Nie pamiętam dokładnej
kolejności, ale pojawiło się „Raus”, „Fanatycy”, „Mowa trawa”.
Potem przyszła pora na powrót do starszego wydawnictwa, a potem poleciała już
mieszanka debiutu i tegorocznej płyty. W porównaniu do wcześniejszego koncertu
słabiej wypadło „Gdzie Ty jesteś?”.
W Olsztynie zespołowi towarzyszyła wokalistka, która robiła wokalizy, przez co
numer brzmiał bardziej bogato. Ciekawa sytuacja wynikła pod koniec. Jako, że
zbliżała się 1 zespół, co chwila zerkał w stronę organizatorów, czekając na
decyzję czy może grać dalej. I ku uciesze publiki takie bisy potrwały ładny
kawałek czasu. W ten sposób zespół odegrał „Tajne
Znaki”, dedykowaną bardzo młodej fance „Serotoninę”
oraz „W ciemności”. W końcu jednak i
ten koncert musiał się skończyć. Zespół zgodnie z obietnicą stawił się jeszcze
w namiocie do zdjęć i podpisywania autografów. W ten sposób zakończył się
pierwszy dzień festiwalu. Dobra wiadomość dla tych, którzy planują jeszcze
odwiedzić w trasie Luxtorpedę, a
podobał im się występ konkursowego The
Toobes jest taka, że najprawdopodobniej oba zespoły będzie można zobaczyć
razem podczas przyszłorocznej trasy. Muzyka Białorusinów zrobiła duże wrażenie
na Litzy i tan z miejsca, za
pośrednictwem facebooka oraz ze sceny zaproponował młodej kapeli rolę suportu.
P.S Trwa Międzynarodowy
Tydzień Słuchania Kaset Magnetofonowych. Osoby, które chcą poznać szczegóły
akcji odsyłam na blogi Edgara i Graforomana. Jak na razie Rockomotive przyłączył się do akcji za pośrednictwem facebooka
(zachęcam do odwiedzania i lajkowania) a pod koniec tygodnia na blogu pojawi się
tekst związany z tym wydarzeniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz