Olsztyński Cerber nie próżnuje. Od pierwszej EP’ki „Mad at
the Soul” minęło zaledwie kilka miesięcy,
a już dostępny jest kolejny materiał. „Mammothian” dostarcza słuchaczom
nowej porcji muzyki spod znaku hardcore/sludge, jednak zawarte tam kawałki
trudno jednoznacznie sklasyfikować. Poza ciężarem i brudem dużo tam także
dobrych melodii i chwytliwych, wpadających w ucho refrenów. Ci, którzy słyszeli debiut
zespołu na pewno poznają w tym dzieło olsztynian, ale pojawiają się też
nieznane dotąd akcenty.
Nowa EP’ka zawiera pięć utworów, co daje łącznie około 20
minut muzyki. Pierwszy na liście „My Tribe” to aż ponad siedem minut grania
utrzymanego w stonowanym tonie. To, co wyróżnia ten numer to wykrzyczany, ale
spokojny refren. Poza tym kawałek jest trochę za bardzo jednostajny i średnio
pasuje mi na otwarcie listy. Przydałoby się coś z większym kopem, jak chociażby
„Demon, który spaceruje z księżycem”. W tym numerze wszystko jest na miejscu.
Świetny riff i refren, w którym łączą się wykrzykiwane i czyste partie wokalu
sprawiają, że to moim zdaniem najlepszy numer na płycie. Przebojowy refren
sprawia, że stylistycznie nie jest to czysty sludge, ale sami muzycy od zawsze
deklarują, że w ich muzyce krzyżują się różne wpływa, a i ja nie widzę
problemu, bo numer jest naprawdę przedni. Kolejny kawałek na rozkładzie, czyli
„Krew na duszy”, to z kolei rzecz, która przypadnie do gustu sludge’owym
purystom. O zgrabnych melodiach nie ma mowy, jest za to dużo brudu i ciężaru, a
wszystko utrzymane w powolnym, ociężałym tempie. Jednak nawet do takiego bagna
wkrada się trochę powietrza w postaci krótkich wstawek nieprzesterowanej
gitary. Taka zagrywka stanowi ciekawy kontrapunkt i dobrze rozładowuje
gromadzące się w numerze napięcie. Rozładowaniu atmosfery służy także krótki,
instrumentalny „Pain is omnipresent”, który przenosi słuchaczy w rejony nieeksploatowane
wcześniej przez Cerbera. Zupełnie niecerberowy jest też początek ostatniego na
EP’ce „No Kings”. Numer rozpoczyna się od lekkiego intra i zaśpiewanych „na
czysto” partii, ale już po chwili wyjaśnia się, że wszystko jest po staremu.
Znów pojawia się patent dobrze znany z poprzednich kawałków, czyli ciężkie
zwrotki i lżejszy, bardziej melodyjny refren. Do tego dochodzi jeszcze krótka solówka.
W porównaniu do „Mad at the Soul” słychać, że zespół cały
czas się rozwija i szuka swojego stylu. Jest o wiele bardziej różnorodnie niż
na poprzedniej EP’ce, co można uznać zarówno za wadę jak i zaletę. Poprzednie
wydawnictwo było bardziej spójne i numery miały według mnie większego kopa.
Tutaj mocne uderzenie stanowią polskojęzyczne kawałki, poza tym jest dużo
eksperymentowania. Na tą chwilę odrobinę wyżej stawiam debiutancki materiał
grupy, ale „Mammothian” też jest dobre, choć prezentuje trochę inne oblicze
grupy.
Nie słyszałem dotąd żadnego polskiego sludge'u. Do jakiej znanej kapeli byś przyrównał Cerbera?
OdpowiedzUsuńDodałem cię do linków z polecanymi blogami. :)
Takie dźwięki to ja lubię.
OdpowiedzUsuń