piątek, 14 września 2012

Soulfly - Enslaved (2012)


Zaraz po premierze obiecałem recenzję najnowszego jak na razie krążka Soulfly, ale jak łatwo zauważyć trochę mi zeszło zanim zabrałem się za realizację tego postanowienia. Pewnie nie miałem wtedy czasu, albo znalazły się lepsze tematy do pisania, szczerze mówiąc już nie pamiętam. Tymczasem, jednak już jutro w warszawskiej Progresji pojawi się ekipa Maxa Cavalery, więc okazja do przypomnienia sobie „Enslaved” jest nie byle jaka. W końcu, jeśli nie teraz, to już chyba nigdy o tej płycie nie napiszę.


Od momentu premiery minęło prawie dokładnie pół roku stąd nie będę się tu specjalnie rozwodził nad szczegółami wydawnictwa. Podejrzewam, że wszyscy, którzy chcieli posłuchać albumu, już to zrobili i sami wyrobili sobie o nim zdanie. Ja też miałem naprawdę dużo czasu, aby przyjrzeć się mu ze wszystkich stron. W ramach przygotowania do koncertu przesłuchałem nawet cały dorobek Soulfly i dzięki temu mogę spojrzeć na najnowsze wydawnictwo z odpowiedniej perspektywy. Zespół oczywiście podąża na nim zgodnie ze ścieżką wytyczoną na kilku poprzednich krążkach. Całkiem dobrze na tym wyszedł, bo to moim zdaniem najwłaściwsza droga. Z pewnością już nie czas wracać do eksperymentów rodem z początku działalności, a i ciężko liczyć, że powstanie kolejna tak przełomowa płyta jak „Prophecy”.

Nie brakuje na „Enslaved” ciężaru i mocy. Są potężne brzmienia z „World Scum” na czele, ale pojawia się też to, co osobiście najbardziej lubię u Maxa, czyli charakterystyczny groove. Tego jest pod dostatkiem w „Gladiator”, jednym z lepszych kawałków na płycie. Poza tym jest jeszcze cała masa świetnych numerów. Na plus wypada „Legion” z chwytliwym, skandowanym refrenem i zgrabną, spokojną solówką. Dobrze brzmi rozpędzony „American Steel”, który pod koniec zupełnie wycisza nastrój. Spokojnie rozpoczyna się także „Redemption of men by god”, ale z po chwili machina się rozpędza, a za mikrofon chwyta frontman Devildriver- Dez Fafara. Dla mnie numerem jeden na płycie jest jednak „Plata O Plomo” z kolejnym wokalnym duetem. Tu Maxa wspiera nowy basista Soulfly Tony Campos. Tekst śpiewany na przemian po Portugalsku i Hiszpańsku brzmi doskonale i dodaje utworowi agresji. Zawsze podobały mi się te językowe wstawki w twórczości Soulfly. Dodawały one ich numerom charakterystycznego klimatu, a poza tym trochę twardy portugalski zawsze pasował mi do ich stylu. Mówiąc o „Plato O Plomo” trzeba też wspomnieć o popisowej partii flamenco zamykającej utwór. Zamykając listę wyróżniając się kawałków trzeba wspomnieć jeszcze o „Chains”, który wyróżnia się chwytliwym refrenem.

To było w zasadzie na tyle, jeśli chodzi o to, co najlepsze na „Enslaved”. Siedem kawałków z czternastu to dobry wynik, biorąc pod uwagę, że pozostałe też nie są złe. Raczej po prostu przeciętne. Proporcje wyglądałyby odrobinę korzystniej gdyby uznać, że na płycie znajdują się trzy kompozycje bonusowe. Trochę szkoda byłoby jednak tym sposobem okrajać wydawnictwo o „Soulfly VIII”. Spokojne instrumentalne kawałki to już tradycja. Ten najnowszy prezentuje się jednak średnio. Nastrój próbują budować partie skrzypiec, ale według mnie jest zbyt ckliwie i o wiele lepiej brzmi chociażby poprzednik z „Omen”.

To tyle, jeśli chodzi o nową płytę Soulfly. Do „Prophecy” dużo brakuje, do „Omen” i „Conquer” też, ale z „Dark Ages” „Enslaved” może spokojnie konkurować. Są świetne kawałki („Plata O Plomo”!), ale jest też kilka wypełniaczy, czyli standardowa sytuacja. Ok, może nie dla Maxa i gdyby ten skupił się porządnie na jednym zespole, mogłoby być jeszcze lepiej. Mimo to liczę, że jutro usłyszę sporo kawałków z tego wydawnictwa. 


1 komentarz:

  1. Jak dla mnie, jest to bardzo wyrafinowana płyta. Ale może dlatego, że to właśnie nią rozpocząłem karierę z tym zespołem.

    OdpowiedzUsuń