Zaraz po premierze obiecałem recenzję najnowszego jak na razie krążka Soulfly, ale jak łatwo zauważyć trochę mi zeszło zanim zabrałem się za realizację tego postanowienia. Pewnie nie miałem wtedy czasu, albo znalazły się lepsze tematy do pisania, szczerze mówiąc już nie pamiętam. Tymczasem, jednak już jutro w warszawskiej Progresji pojawi się ekipa Maxa Cavalery, więc okazja do przypomnienia sobie „Enslaved” jest nie byle jaka. W końcu, jeśli nie teraz, to już chyba nigdy o tej płycie nie napiszę.
Od momentu premiery minęło prawie
dokładnie pół roku stąd nie będę się tu specjalnie rozwodził nad szczegółami
wydawnictwa. Podejrzewam, że wszyscy, którzy chcieli posłuchać albumu, już to
zrobili i sami wyrobili sobie o nim zdanie. Ja też miałem naprawdę dużo czasu,
aby przyjrzeć się mu ze wszystkich stron. W ramach przygotowania do koncertu
przesłuchałem nawet cały dorobek Soulfly
i dzięki temu mogę spojrzeć na najnowsze wydawnictwo z odpowiedniej
perspektywy. Zespół oczywiście podąża na nim zgodnie ze ścieżką wytyczoną na
kilku poprzednich krążkach. Całkiem dobrze na tym wyszedł, bo to moim zdaniem
najwłaściwsza droga. Z pewnością już nie czas wracać do eksperymentów rodem z
początku działalności, a i ciężko liczyć, że powstanie kolejna tak przełomowa płyta
jak „Prophecy”.
Nie brakuje na „Enslaved” ciężaru i mocy. Są potężne
brzmienia z „World Scum” na czele,
ale pojawia się też to, co osobiście najbardziej lubię u Maxa, czyli charakterystyczny groove. Tego jest pod dostatkiem w „Gladiator”, jednym z lepszych kawałków
na płycie. Poza tym jest jeszcze cała masa świetnych numerów. Na plus wypada „Legion” z chwytliwym, skandowanym
refrenem i zgrabną, spokojną solówką. Dobrze brzmi rozpędzony „American Steel”, który pod koniec
zupełnie wycisza nastrój. Spokojnie rozpoczyna się także „Redemption of men by god”, ale z po chwili machina się rozpędza, a
za mikrofon chwyta frontman Devildriver-
Dez Fafara. Dla mnie numerem jeden
na płycie jest jednak „Plata O Plomo”
z kolejnym wokalnym duetem. Tu Maxa
wspiera nowy basista Soulfly Tony Campos.
Tekst śpiewany na przemian po Portugalsku i Hiszpańsku brzmi doskonale i dodaje
utworowi agresji. Zawsze podobały mi się te językowe wstawki w twórczości Soulfly. Dodawały one ich numerom
charakterystycznego klimatu, a poza tym trochę twardy portugalski zawsze
pasował mi do ich stylu. Mówiąc o „Plato
O Plomo” trzeba też wspomnieć o popisowej partii flamenco zamykającej
utwór. Zamykając listę wyróżniając się kawałków trzeba wspomnieć jeszcze o „Chains”, który wyróżnia się chwytliwym
refrenem.
To było w zasadzie na tyle, jeśli
chodzi o to, co najlepsze na „Enslaved”.
Siedem kawałków z czternastu to dobry wynik, biorąc pod uwagę, że pozostałe też
nie są złe. Raczej po prostu przeciętne. Proporcje wyglądałyby odrobinę
korzystniej gdyby uznać, że na płycie znajdują się trzy kompozycje bonusowe.
Trochę szkoda byłoby jednak tym sposobem okrajać wydawnictwo o „Soulfly VIII”. Spokojne instrumentalne
kawałki to już tradycja. Ten najnowszy prezentuje się jednak średnio. Nastrój
próbują budować partie skrzypiec, ale według mnie jest zbyt ckliwie i o wiele
lepiej brzmi chociażby poprzednik z „Omen”.
To tyle, jeśli chodzi o nową
płytę Soulfly. Do „Prophecy” dużo brakuje, do „Omen” i „Conquer” też, ale z „Dark
Ages” „Enslaved” może spokojnie
konkurować. Są świetne kawałki („Plata O
Plomo”!), ale jest też kilka wypełniaczy, czyli standardowa sytuacja. Ok,
może nie dla Maxa i gdyby ten skupił
się porządnie na jednym zespole, mogłoby być jeszcze lepiej. Mimo to liczę, że
jutro usłyszę sporo kawałków z tego wydawnictwa.
Jak dla mnie, jest to bardzo wyrafinowana płyta. Ale może dlatego, że to właśnie nią rozpocząłem karierę z tym zespołem.
OdpowiedzUsuń