Ten zespół zna chyba każdy. Niektórzy pewnie tylko z nazwy, albo
za sprawą „Satisfaction”. Nie zmienia to jednak faktu, że Rolling Stones to
obecnie żywa ikona rocka. Podkreślenie nieprzypadkowe, bo w ich
przypadku to spory wyczyn. Biorąc pod uwagę wesoły tryb życia członków grupy aż
dziwne, że wszyscy dożyli sędziwego wieku, a The Rolling Stones nie podzieliło
losu innej brytyjskiej legendy, Led Zeppelin.
Na szczęście jednak w tym przypadku wszystko potoczyło się
szczęśliwie i dziś już pewnie nawet najwytrwalszy historyk zespołu nie byłby w
stanie zliczyć ilości spożytego alkoholu, wciągniętego cracku czy dziewczyn,
które przewinęły się przez backstage w ciągu ostatniego półwiecza działalności grupy.
Właśnie o tym ostatnim chciałbym dziś wspomnieć, tzn. nie o fankach grupy tylko
o fakcie, że dokładnie 50 lat temu powstał twór o nazwie The Rolling Stones. Jak
zwykle w takich przypadkach nie da się oczywiście ściśle ustalić cenzury
czasowej, kiedy powstała znana dziś na całym świecie grupa. Richards i Jagger
już wcześniej spotkali się z zamiarem powołania wspólnej formacji, ale to
właśnie 12 lipca w Marquee Club zespół po raz pierwszy pojawił się na scenie
pod obecną nazwą. Ta została ponoć wymyślona naprędce na potrzeby występu i jak
to bywa w takich sytuacjach prowizoryczne rozwiązanie okazało się najlepsze. Jak
to wszystko potoczyło się później wszyscy doskonale wiemy. Można to skwitować
krótkim drugs, sex and rock’n’roll, oczywiście w międzyczasie grupa zdążyła
jeszcze nagrać 29 studyjnych albumów, zagrać około 40 tras koncertowych i
podbić listy przebojów w kilkunastu (może kilkudziesięciu? ) krajach.
Ja sam nie jestem jakimś maniakiem Stonesów. Trochę dziwne,
ale pierwszy kontakt z nimi zaliczyłem dzięki Acid Drinkers. Ekipa Titusa jak
zresztą wielu innych wykonawców wzięła na warsztat "Satisfaction", który to
kawałek doczekał się nawet teledysku w wykonaniu Kwasożłopów. Skoro poznałem,
więc cover to trzeba było posłuchać też oryginału. W tej sytuacji sprawdziło
się youtube, po przesłuchaniu kawałka, którego szukałem przyszła pora na
następny i następny a skończyło się na przesłuchaniu kilku płyt. Ekspertem nie
jestem, więc kończę zanim zacznę pisać jakieś bzdury a za to zostawiam kilka
rzeczy do słuchania.
nieszczególnie lubię stonesów, mam wobec nich raczej mieszane uczucia, większą sympatią darzę wspomniany przez Ciebie led zeppelin, zresztą sam Lemmy Kilmister powiedział, że stonesi są 'pizdowaci', ale do rzeczy: nie masz wrażenia, że w porównaniu do innych genialnych brytyjskich zespołów jest znaaaacznie przeceniany?
OdpowiedzUsuńMożna tak powiedzieć. Chociaż ja prywatnie Stonesów nigdy nie ceniłem jakoś baaardzo wysoko. Jeśli chodzi o wyspiarskie zespoły to nie są grupą, którą chwaliłbym i bronił przy każdej okazji - w przeciwieństwie do np. U2 ;)Patrząc tak ogólnie to jednak The Beatles, Led Zeppelin, Pink Floyd czy Queen to trochę inna liga. Ale z tego to chyba sami Stonesi sobie zdają sprawę.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się zgadzamy. Blog Twój dodaję do obserwowanych no i zapraszam do mojego ;)
OdpowiedzUsuńO ile nic nie pokręciłem powinien już być w zakładkach ;)
OdpowiedzUsuń