poniedziałek, 9 lipca 2012

Luxtorpeda (Olsztyn 07.07.2012)



W ramach reklamowania mojego ulubionego regionu Polski miało być dziś o Fest Muzie – olsztyńskim konkursie młodych kapel z Warmii i Mazur. Niestety pogoda pokrzyżowała plany moje, a przede wszystkim organizatorów i impreza została przełożona. Lokalne zespoły będą, więc musiały poczekać do sierpnia by ponownie stanąć do rywalizacji. Wtedy to będzie można zobaczyć na żywo w Olsztynie między innymi Cerber, NoXX czy DNA. Na szczęście pomimo odwołania części konkursowej, kiedy pogoda już się ustabilizowała na scenie pojawiła się gwiazda wieczoru, czyli Luxtorpeda.




 Zanim, jednak do koncertu doszło trzeba było dotrzeć na jego miejsce. Nie wiem skąd taki pomysł, ale Fest Muza zlokalizowana była na Jarotach, jednym z „sypialnych” osiedli Olsztyna, a sama scena ustawiona była na jakimś skwerku między blokami. Na pewno o wiele lepszą atmosferę tworzyłby amfiteatr w fosie pod zamkiem, organizatorzy chcieli chyba jednak zafundować trochę kultury mieszkańcom jednego z osiedli. Dobrze, że przełożony na sierpień konkurs kapel, według planów ma mieć miejsce już we właściwym tego typu imprezom miejscu. Myślę, że podniesie to trochę prestiż tego wydarzenia.
 

Koncert Luxtorpedy zaczął się od falstartu. Muzycy byli gotowi do gry kilka minut przed 20.30 ale ich zapał szybko ostudził realizator dźwięku, który cały czas walczył z nagłośnieniem werbla. Dla ratowania sytuacji Litza zaimprowizował w międzyczasie „U can’t touch this”, po czym zarządził przerwę na papierosa i zespół jeszcze na chwilę zniknął za kulisami. Po kilku minutach wszystko było już gotowe i można było rozpoczynać. Na początek poszedł oczywiście „Autystyczny”, który z miejsca rozruszał publikę. A ta trzeba powiedzieć dopisała. Pod sceną zebrał się spory tłumek, a z racji lokalizacji koncert przyciągnął też sporą grupkę przypadkowych słuchaczy. Kilka uwag pozostawiają natomiast kwestie organizacyjne. Po pierwsze szkoda, że scena była oddalona od barierek aż o jakieś pięć metrów. Nie wiem, jakie są w tym względzie wymogi bezpieczeństwa, ale fosa tworzyła spory dystans między widownią a muzykami. Po drugie zdziwiło mnie zachowanie ochroniarzy pod barierkami. Chyba logiczniejszym i bezpieczniejszym rozwiązaniem byłoby ściągać surfujące osoby na ziemie i odsyłać z powrotem do publiczności niż odpychać je w tłum, który i tak dosyć kiepsko radził sobie z utrzymaniem, co cięższych osobników. 




Na szczęście to tylko drobne niedociągnięcia i nie odbierały one przyjemności z koncertu. Pod tym względem nie ma bowiem żadnych powodów do narzekań. Chociaż wcześniej słyszałem Luxtorpedę na Sonisphere to dopiero teraz mogę powiedzieć, że byłem na ich koncercie. Podczas półtora godzinnego występu zespół mógł należycie się zaprezentować- nie zabrakło czasu na najlepsze kawałki oraz na właściwą interakcje z publicznością Szczególnie ten ostatni element wypadł przekonująco. Najbardziej rozmowny był oczywiście Litza, który zajmował się tego wieczora konferansjerką. Czasem przed poszczególnymi utworami wyjaśniał, jaki jest ich sens- najlepszy przykłady „Za wolność” i zarządzona przed nim chwila ciszy. Innym razem eks-Kwasożłop wdawał się w dialogi z publiką np. kiedy ta uparcie skandowała „Slayer, Slayer”. Pozostali członkowie grupy skupiali się raczej na muzyce, szczególnie zamyślony wydawał się Hans, którego statyczna poza kontrastowała z ekspresją Litzy czy siedzącego za skromnym zestawem perkusyjnym Krzyżyka. Przejdźmy jednak do tego, co najważniejsze, czyli muzyki. Można śmiało powiedzieć, że Luxtorpeda zagrała set marzeń dla większości fanów. Były, więc przeboje z pierwszego wydawnictwa: „Jestem głupcem”, „3000 świń”, „Od zera”, „Trafiony zatopiony” oraz poprzedzony tradycyjnym wstępem o szkodliwości Internetu „Niezalogowany” i kawałek, który zrobił na mnie w wersji koncertowej największe wrażenie czyli „W ciemności”. Może będzie to powtarzany często truizm, ale w wykonaniu na żywo utwory z płyty zyskały niesamowitą moc. Zespół nie zmienił jakoś znacząco aranżacji, ale podczas koncertu kawałki dawały kopa, którego nie sposób uchwycić chyba nawet w najlepszym studiu. Świetnie wypadły też utwory z nowego krążka. „Robaki” reprezentowały „Raus”, „Fanatycy”, dedykowana fanom Slayera „Mowa trawa” i poprzedzona osobistym wstępem Litzy „Wilki Dwa”. To oczywiście nie koniec numerów z tegorocznej płyty. Niespodzianką było wykonanie „Gdzie ty jesteś?”, w którym gościnnie pojawiła się wokalistka podkładająca chórki. W finale zabrzmiał oczywiście „Hymn”, o który od mniej więcej połowy koncertu namiętnie błagał  pewien miłośnik jaboli. Zespół pozostał nieugięty i przebój pojawił się pod sam. Zasadniczą część koncertu zamknął natomiast „Pies Darwina”, co z kolei wywołało euforię jednego z fanów stojących obok mnie. 


Zbliżała się już 22.00 więc wydawało się, że zespół zaraz zniknie ze sceny lub odegra ewentualnie jeden bis tymczasem Luxtorpeda przygotowała coś specjalnego. Na scenie z akordeonem wkroczyła wokalistka znana z coveru 52 Dębiec, Litza zasiadł za perkusją, a mikrofon przejął Kmieta. Basista przedstawił swoją autorską wersję „Kombojów”, a następnie „Polskiej Wędki”. Reszta zespołu zapewniała w tym czasie oprawę audiowizualną. Szkoda, że miałem już wówczas schowany aparat, bo wyglądało to przezabawnie. Wystarczy chyba tylko powiedzieć, że w czasie pierwszego kawałka Krzyżyk galopował na Kmiecie po scenie, a w samym finale perkusista wykonał efektownego, acz nie do końca udanego fikołka. I tym właśnie humorystycznym akcentem zakończył się cały występ. Wiem, że zespół prezentuje wspomniane piosenki także podczas innych koncertów, ale tego wieczoru wyglądało to na prawdę szczerze i widać było, że momentami muzycy bawią się lepiej niż trochę zdezorientowani fani. Podsumowując koncert jak najbardziej udany. Szkoda, że nie odbył się konkurs zespołów, ale występ Luxtorpedy zrekompensował wszystkie braki. Kapela Litza świetnie prezentuje się na scenie, widać tam ogromne doświadczenie muzyków, a kompozycje zyskują pazur i ciężar, który jest nieobecny w studyjnych wersjach. 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz