środa, 15 sierpnia 2012

Kill'em all, czyli wrażenia po lekturze czwartego tomu Kłamcy


Dobry kawał czasu temu pisałem o pierwszej części „Kłamcy” Jakuba Ćwieka. Dla tych, co nie czytali przypomnę, że książka całkiem przyjemna, czyta się miło, ale nie zostaje w głowie specjalnie długo. Tym sposobem ani się obejrzałem a przebrnąłem przez trzy kolejne tomy przygód Lokiego i pierwsze, co ciśnie się na usta po lekturze całości to pochwała dla autora za świetny progres podczas pisania.


Nie to żeby nagle kolejne tomy stały się znakomite, ale każdą następną część czyta się rzeczywiście, co raz lepiej. Dwa ostatnie tomy mają nawet w sobie to coś, że chce się jak najszybciej dotrzeć do końca opowieści. Seri bardzo dobrze zrobiło przejście z koncepcji kilku połączonych dosyć luźno opowiadań na jedną powieść.

W końcu pojawiło się to, czego brakowało mi na początku. Bohaterowie, którzy pojawiają się na kartach nie znikają po kilku stronach, ale wracają w następnych rozdziałach. Dzięki temu można poczuć, to, co charakteryzuje dobre książki. Bohaterowie nie są czytelnikowi obojętni, można znaleźć swoich faworytów oraz tych, którym nie życzy się najlepiej.

Mi w książce najbardziej podobały się dwie rzeczy. Po pierwsze lubię klimaty w stylu „Amerykańskich bogów” Gaimana, a Ćwiek wyraźnie starał się w „Kłamcy” podążać w tym kierunku. Tak więc, w czwartym tomie, a wcześniej w trzecim, pojawiały się nie tylko motywy zaczerpnięte z mitologii nordyckiej i z chrześcijaństwa, ale na kartach pojawiła się plejada postaci reprezentujących inne kultury. Sporą rolę odgrywali Eros i Bachus, a więc przedstawiciele świata greckiego, znalazło się miejsce dla naszego rodzimego Światowida oraz bardziej egzotycznego Semediego, a to tylko najważniejsi bohaterowie. W pomniejszych rolach przewijały się inne mityczne postacie jak chociażby Oberon i Merlin. Wizyta w świecie znanym z Szekspira stanowiła zresztą ważny element opowieści, chociaż akurat ten wątek momentami odrobinę się dłużył a i sam cale wizyty został moim zdaniem osiągnięty odrobinę zbyt łatwo i mało widowiskowo.

 Rzadko zdarza się, aby książki były tak wyraźną inspiracją dla muzyki

Samo zakończenie serii wypada natomiast, powiedzmy, co najmniej, zaskakująco. Nie chcę spoilerować, więc ograniczę się do pisania pewnymi ogólnikami. Dość powiedzieć, że w trzecim tomie rozpętał się poważny bałagan i sam zastanawiałem się jak autor z tego wybrnie ( bo nie oszukujmy się, mimo wszystko liczyłem na happy end). Tymczasem w czwartej części zawierucha robi się, co raz gorsza, a do tego ginie jeden z ważnych bohaterów i robi się, co raz bardziej nieciekawie. I tu dochodzimy do finału, który Ćwiek rozpisał bardzo dobrze. W końcu przydają się pióra zbierane przez Lokiego we wszystkich poprzednich tomach i kiedy już wydaje się, że zmierzamy do szczęśliwego zakończenia, wtedy szczęśliwe zakończenie w zasadzie nadchodzi. Tzn. niebezpieczeństwo, z jakim walczyli bohaterowie zostaje pokonane, ale nie wszystko jest tak jak byśmy się mogli spodziewać. Kłamca daje się oszukać i efekty są naprawdę ciekawe. Nie chce zdradzać szczegółów, ale mnie taki pomysł na zwieńczenie historii Lokiego mocno zaskoczył. I za to zdecydowany plus. W końcu to właśnie udany finał w dużej mierze decyduje o tym jak zapamiętamy to, co czytaliśmy i jeśli był udany to nawet, jeśli gdzieś w pamięci giną szczegóły akcji, to ten element zapisuje się na zawsze.

Przygoda z „Kłamcą” zakończona i póki jeszcze czas trzeba zabierać się za coś zupełnie innego, czyli długo odwlekany „Lód”. Seria Ćwieka na pewno pozostawiła po sobie dobre wspomnienia, choć nawet, jeśli chodzi o książki polskich autorów ze stajni Fabryki Słów to mogę polecić kilka lepszych tytułów. „Pan Lodowego Ogrodu” czy „Achaja” to, co prawda ta sama liga, ale kilka oczek wyżej. Niemniej, jeśli ktoś ma trochę wolnego czasu (seria czyta się bardzo szybko) i lubi klimaty powiązane z mitologią to warto sięgnąć po „Kłamcę”.

P.S. Jakoś umknęło mi to podczas pisania, ale warto wspomnieć, że Jakuba Ćwieka należy zdecydowanie pochwalić za gust muzyczny. W książkach sporo jest rockowych wtrąceń i zdarza się, że bohaterowie słuchają na prawdę dobrych kawałków albo wręcz sami je wykonują. Z jednej strony drobnostka, ale czyta się przyjemniej niż gdybym miał świadomość, że Loki słucha w samochodzie Eminema. 

3 komentarze:

  1. zgadzam sie z recenzja i rowniez polecam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem po wszystkich wydanych do tej pory tomach PLO i muszę powiedzieć, że seria gruba:] Szczególnie 1 i 3 tom, drugi chyba najsłabszy. Teraz czytam pierwszą Achaję. W 2 dni 50% także tempo niezłe ale książka troszkę słabsza od PLO - zobaczymy co będzie dalej:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi bardziej podobała się Achaja, ale czytałem chyba jeszcze w podstawówce, więc może dlatego zrobiła na mnie większe wrażenie. W pierwszym tomie wszystko się dopiero rozkręca, potem będzie co raz lepiej.

    OdpowiedzUsuń