Dobry kawał czasu temu pisałem o
pierwszej części „Kłamcy” Jakuba Ćwieka.
Dla tych, co nie czytali przypomnę, że książka całkiem przyjemna, czyta się
miło, ale nie zostaje w głowie specjalnie długo. Tym sposobem ani się
obejrzałem a przebrnąłem przez trzy kolejne tomy przygód Lokiego i pierwsze, co ciśnie się na usta po lekturze całości to
pochwała dla autora za świetny progres podczas pisania.
Nie to żeby nagle kolejne tomy
stały się znakomite, ale każdą następną część czyta się rzeczywiście, co raz
lepiej. Dwa ostatnie tomy mają nawet w sobie to coś, że chce się jak
najszybciej dotrzeć do końca opowieści. Seri bardzo dobrze zrobiło przejście z
koncepcji kilku połączonych dosyć luźno opowiadań na jedną powieść.
W końcu pojawiło się to, czego
brakowało mi na początku. Bohaterowie, którzy pojawiają się na kartach nie
znikają po kilku stronach, ale wracają w następnych rozdziałach. Dzięki temu
można poczuć, to, co charakteryzuje dobre książki. Bohaterowie nie są
czytelnikowi obojętni, można znaleźć swoich faworytów oraz tych, którym nie
życzy się najlepiej.
Mi w książce najbardziej podobały
się dwie rzeczy. Po pierwsze lubię klimaty w stylu „Amerykańskich bogów” Gaimana, a Ćwiek wyraźnie starał się w „Kłamcy”
podążać w tym kierunku. Tak więc, w czwartym tomie, a wcześniej w trzecim,
pojawiały się nie tylko motywy zaczerpnięte z mitologii nordyckiej i z
chrześcijaństwa, ale na kartach pojawiła się plejada postaci reprezentujących
inne kultury. Sporą rolę odgrywali Eros
i Bachus, a więc przedstawiciele
świata greckiego, znalazło się miejsce dla naszego rodzimego Światowida oraz bardziej egzotycznego Semediego, a to tylko najważniejsi
bohaterowie. W pomniejszych rolach przewijały się inne mityczne postacie jak
chociażby Oberon i Merlin. Wizyta w świecie znanym z
Szekspira stanowiła zresztą ważny element opowieści, chociaż akurat ten wątek
momentami odrobinę się dłużył a i sam cale wizyty został moim zdaniem
osiągnięty odrobinę zbyt łatwo i mało widowiskowo.
Rzadko zdarza się, aby książki były tak wyraźną inspiracją dla muzyki
Samo zakończenie serii wypada
natomiast, powiedzmy, co najmniej, zaskakująco. Nie chcę spoilerować, więc
ograniczę się do pisania pewnymi ogólnikami. Dość powiedzieć, że w trzecim
tomie rozpętał się poważny bałagan i sam zastanawiałem się jak autor z tego
wybrnie ( bo nie oszukujmy się, mimo wszystko liczyłem na happy end). Tymczasem
w czwartej części zawierucha robi się, co raz gorsza, a do tego ginie jeden z
ważnych bohaterów i robi się, co raz bardziej nieciekawie. I tu dochodzimy do
finału, który Ćwiek rozpisał bardzo
dobrze. W końcu przydają się pióra zbierane przez Lokiego we wszystkich
poprzednich tomach i kiedy już wydaje się, że zmierzamy do szczęśliwego
zakończenia, wtedy szczęśliwe zakończenie w zasadzie nadchodzi. Tzn. niebezpieczeństwo,
z jakim walczyli bohaterowie zostaje pokonane, ale nie wszystko jest tak jak
byśmy się mogli spodziewać. Kłamca
daje się oszukać i efekty są naprawdę ciekawe. Nie chce zdradzać szczegółów,
ale mnie taki pomysł na zwieńczenie historii Lokiego mocno zaskoczył. I za to
zdecydowany plus. W końcu to właśnie udany finał w dużej mierze decyduje o tym
jak zapamiętamy to, co czytaliśmy i jeśli był udany to nawet, jeśli gdzieś w
pamięci giną szczegóły akcji, to ten element zapisuje się na zawsze.
Przygoda z „Kłamcą” zakończona i póki jeszcze czas trzeba zabierać się za coś
zupełnie innego, czyli długo odwlekany „Lód”.
Seria Ćwieka na pewno pozostawiła po
sobie dobre wspomnienia, choć nawet, jeśli chodzi o książki polskich autorów ze
stajni Fabryki Słów to mogę polecić
kilka lepszych tytułów. „Pan Lodowego
Ogrodu” czy „Achaja” to, co
prawda ta sama liga, ale kilka oczek wyżej. Niemniej, jeśli ktoś ma trochę
wolnego czasu (seria czyta się bardzo szybko) i lubi klimaty powiązane z
mitologią to warto sięgnąć po „Kłamcę”.
P.S. Jakoś umknęło mi to podczas pisania, ale warto wspomnieć, że Jakuba Ćwieka należy zdecydowanie pochwalić za gust muzyczny. W książkach sporo jest rockowych wtrąceń i zdarza się, że bohaterowie słuchają na prawdę dobrych kawałków albo wręcz sami je wykonują. Z jednej strony drobnostka, ale czyta się przyjemniej niż gdybym miał świadomość, że Loki słucha w samochodzie Eminema.
zgadzam sie z recenzja i rowniez polecam!
OdpowiedzUsuńJestem po wszystkich wydanych do tej pory tomach PLO i muszę powiedzieć, że seria gruba:] Szczególnie 1 i 3 tom, drugi chyba najsłabszy. Teraz czytam pierwszą Achaję. W 2 dni 50% także tempo niezłe ale książka troszkę słabsza od PLO - zobaczymy co będzie dalej:)
OdpowiedzUsuńMi bardziej podobała się Achaja, ale czytałem chyba jeszcze w podstawówce, więc może dlatego zrobiła na mnie większe wrażenie. W pierwszym tomie wszystko się dopiero rozkręca, potem będzie co raz lepiej.
OdpowiedzUsuń