środa, 29 sierpnia 2012

1969: Lot na Księżyc, Led Zeppelin i King Crimson


W sobotę 25 sierpnia zmarł Neil Armstrong, pierwszy człowiek, jaki postawił stopę na Księżycu. W związku z tą smutną okolicznością w mediach pojawiają się wspomnienia związane z jego osobą i dokonaniami, które osiągnął za życia. Oczywiście najdonioślejszym z nich jest wizyta na naszym naturalnym satelicie. Przy tej okazji na wszelkie sposoby odmieniana jest data 20 lipca 1969. Bez wątpienia był to rok przełomowy dla ludzkości. Ale czy tylko ze względów, nazwijmy je, naukowych? Warto przyjrzeć się bliżej, co w 1969 roku działo się w świecie muzyki. A był to dla kultury popularnej naprawdę przełomowy okres. Można powiedzieć, że właśnie wówczas kończyła się jedna epoka i zaczynała następna.


Druga połowa lat 60. należała zdecydowanie do ruchów hippisowskich i zespołu The Beatles. Szczególnie popularność grupy z Liverpoolu była prawdziwym fenomenem tamtych lat. Koniec dekady zwiastował, jednak powoli kres obu tych zjawisk. Od 1967 roku Beatlesi skupili się wyłącznie na działalności studyjnej, rezygnując z koncertowania. Wydawali kolejne genialne krążki, które trwale wpisały się do historii muzyki, ale jednocześnie w zespole pojawiły się spięcia. Wreszcie we wrześniu właśnie 1969 roku z zespołu odszedł Lennon, co oznaczało koniec istnienia najbardziej znanej na świecie grupy. 

 Hymn hippisów, a wśród wykonawców między innymi The Beatles

Inaczej wyglądała sytuacja ruchu hippisowskiego. Ciężko w takim przypadku o dokładne ramy czasowe, ale rok 1969 bez wątpienia jest jedną z najważniejszych dat w kalendarium Dzieci Kwiatów. Niespełna miesiąc po tym jak Armstrong stawiał pierwsze kroki na Księżycu, w oddalonym o 70 kilometrów od Woodstock, Bethel odbył się najbardziej znany na świecie festiwal muzyczny, nazywany po prostu Woodstock. Opisanie jego losów to materiał na osobny artykuł, ale trzeba podkreślić, że wydarzenie to stanowiło apogeum ruchu hippisowskiego. Sama idea była wciąż żywa jeszcze w latach 70. ale złote czasy tego nurtu minęły bezpowrotnie wraz z końcem dekady.
 
Hendrix - gwiazda ostatniego dnia Festiwalu Woodstock

W tej sytuacji musiało dojść swoistej zmiany pokoleniowej. Z jednej strony może wydawać się to trochę naciągane, bo wiadomo, że nie można oddzielić grubą kreską tego, co kończyło się wraz z upływem dekady, od tego, co dopiero powstawało. Z drugiej jednak strony nie można dyskutować z faktem, że w 1969 miało miejsce kilka zdarzeń, które wówczas być może wydawały się małymi krokami, ale z dzisiejszej perspektywy są gigantycznymi skokami. 

 Led Zeppelin w jednym z najbardziej porywających debiutów w historii

Sporo osób z pewnością wiele dałoby, aby dziś przeżyć tak spektakularny rok pod względem debiutów płytowych. W 1969 swoje longplay’e wydało kilka grup, które do dziś są absolutnymi ikonami rocka. Jako pierwszy biorąc pod uwagę chronologię, ale także pewnie doniosłość tego wydarzenia, trzeba wspomnieć Led Zeppelin. Ekipa z Londynu powstała w 1968, ale to właśnie w styczniu już kolejnego roku wydała pierwszą swoją płytę, którą określa się po prostu nazwą grupy. Co prawda za najcenniejszy krążek w dorobku  formacji uznaje się „II”, ale… ta także powstała w?1969. Ciekawe to były czasy, że artyści potrafili aktywnie koncertować, a w międzyczasie nagrywać jeszcze płyty takiej klasy. 

 Jeśli chodzi o debiut, to Zappa zawstydził nawet Page'a

A to dopiero początek atrakcji, jakie czekały wówczas na spragnionych nowych doświadczeń fanów muzyki. Dla tych, którzy szukali czegoś bardziej wyszukanego rozwiązanie mógł stanowić King Crimson ze swoim legendarnym już „In The Court Of The Crimson King”. Fripp zaserwował wówczas materiał niesłychanie nowatorski jak na rockowe brzmienia. Roiło się w nim od nawiązań do muzyki poważnej i skomplikowanych pochodów. Jak się jednak szybko okazało, nagrania zrobiły prawdziwą furorę. Mimo tego przyszłość zespołu stanęła wkrótce pod znakiem zapytania. Z grupy odeszli współpracownicy Frippa, a on sam o mało nie dołączył do… Yes, czyli kolejnej ważnej grupy, która debiutowała tego samego roku. 

Obiecujące początki, ale do poziomu "Fragile" jeszcze dużo brakuje

Wówczas w zespole nie było jeszcze Steve’a Howe ( zastąpił on wcześniejszego gitarzystę po tym jak propozycję odrzucił lider King Crimson), a i debiutancki materiał nazwany po prostu „Yes” nie miał takiej siły przebicia jak opisywane wcześniej dokonania. Trudno się temu dziwić, bo złote czasy dla tej grupy miały dopiero nadejść wraz z początkiem lat 70. Wówczas ekipa kierowana przez Andersona jedynie zaznaczyła swoją obecność na scenie. Jeszcze gorzej w 1969 rysowała się pozycja Genesis. Ich debiut w postaci „From Genesis To Revelation” przeszedł w zasadzie bez echa. Na sukces muzycy musieli czekać jeszcze rok, do czasu wydania „Trespass” niemniej pierwszy krok został już postawiony.

 Peter Gabriel jeszcze z włosami, choćby po takie widoki warto sięgnąć po płytę

Można dyskutować, że z wymienionej czwórki jedynie debiuty Led Zeppelin i King Crimson były wydarzeniami o skali światowej, a pierwsze płyty Yes i Genesis stanowiły tylko zapowiedz tego, co nastąpi później. Ja jednak, nie pogniewałbym się gdyby za mojego życia przytrafił się tak przełomowy rok jak 1969. Może coś takiego miało już miejsce, w końcu ponad 40 lat temu nikt nie zdawał sobie raczej sprawy, że na jego oczach tworzy się historia rocka. Poważnie jednak wątpię w taki obrót wydarzeń. Może w takim razie należy uważnie obserwować, co dzieje się na rynku muzycznym, bo to, co najlepsze ciągle jeszcze przed nami?

2 komentarze:

  1. In the Court of the Crimson King to absolutny geniusz. Za jakiś czas naskrobię parę słów o tym albumie.

    Dla muzyki rockowej jest wiele takich ro(c)ków. Jednym z nich jest thrashowy 1986. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początku tego nie planowałem, ale po napisaniu doszedłem do wniosku, że być może wrócę jeszcze do tego pomysłu i przy jakiejś innej okazji opiszę w podobny sposób inny rok ;)

    OdpowiedzUsuń