Gdybym na szybko miał wybierać najlepszego według mnie
instrumentalistę rockowo-metalowego w Polsce to podejrzewam, że mój wybór nie
padłby wcale na jakiegoś gitarzystę czy perkusistę (a tych mamy, co najmniej
kilku na poziomie światowym) a na skrzypka. Wydawałoby się, że to dosyć dziwny
wybór biorąc pod uwagę, że skrzypce raczej słabo kojarzą się z cięższymi
brzmieniami. Jeśli jednak ktoś, choć raz zetknął się z twórczością Michała Jelonka, to mam nadzieję, że
taka decyzja nie budzi już tak dużych wątpliwości.
A na muzykę, w której „maczał palce” ten instrumentalistę
natchnąć się naprawdę łatwo. Wystarczy sięgnąć chociażby po nagrania Ankh, Huntera czy jeszcze kilku grup, w której nasz dzisiejszy bohater
udzielał się w mniejszym lub większym stopniu lub odwiedzić, któryś z letnich
festiwali albo juwenalia jakiegoś większego miasta. Jeśli chodzi o występy na
żywo, to Jelonek ostatnimi czasy
robi prawdziwą furorę. Nie dziwię się zresztą temu i choć miałem do tej pory
słuchać jego gry tylko raz, podczas zeszłorocznych Ursynaliów, to zawsze i wszędzie będę powtarzał, że Jelonek wielkim
muzykiem koncertowym jest. Najlepiej przekonać się o tym osobiście.
Pora jednak przejść do tematu i zająć się tym, co dziś
najważniejsze, czyli solową twórczością skrzypka. Żeby grać świetne koncerty
potrzebny jest świetny materiał. Jak na razie dyskografia zdobywcy Złotego
Bączka z 2010 roku przedstawia się dosyć skromnie i składa się jedynie z dwóch
albumów. Jest jednak, w czym wybierać, a kompletując dzisiejsze zestawienie
posłużę się pewnym kluczem w doborze utworów. Podczas słuchania zwróciłem
uwagę, że to, co wyróżnia twórczość Jelonka
to niesamowita zdolność do operowania szeroką gamą emocji. W muzyce
skrzypka doskonale czuć nastrój, jaki ona niesie. Może po części to kwestia
zastosowania takiego, a nie innego instrumentu, ale mi podczas słuchania zawsze
towarzyszy cała gama emocji, która zmienia się w zależności od utworu. Dziś
odmalujemy kilka z tych klimatów zawartych w muzyce.
„Akka” –
orientalno-podnośnie – utwór z pierwszego krążka artysty zatytułowanego po
prostu „Jelonek”. Chociaż numer ten
trwa niespełna trzy minuty to jest w nim coś monumentalnego. Czuć też w nim
jakby pewną nutę tęsknoty.
„Mosquito Flight”
– eklektyczno-energetycznie – z tego numeru w głowie najbardziej zapadają mi
dwa motywy. Pierwszy z nich to zagrywka wyjęta jakby wprost z jakiegoś irlandzkiego
folku – żywa i z porywającą energią. Drugi to pojawiający się mniej więcej w
połowie spokojny motyw przypominający utwory grane w międzywojennych klubach. O
dziwo takie zestawienie się ze sobą nie gryzie.
„Old Sorrow”
- spokojnie – na początku chciałem określić
ten utwór, jako melancholijny, ale to byłby spory błąd, bo raczej nie ma tu
smutku, a właśnie wszechobecny spokój. Dźwięki płyną przed siebie wolno i
ospale i właściwie to byłoby dosyć sielsko, gdyby nie pewna nutka napięcia
pojawiająca się gdzieś z tyłu głowy.
„SchizoFerret” –
obłędnie – to chyba ten klimat, który najlepiej sprawdza się pod sceną. Taki utwór
aż prosi się o „wężyki” czy „ścianę” i porywa do zabawy samym swoim tempem i
zakręconymi melodiami.
„Funeral Of Provincial
Vampire” – strasznie – tu ponownie na początku jest spokojnie, ale już od
pierwszych dźwięków budowane jest napięcie, które z czasem doprowadza do finału
w postaci zakręconych pasaży wygrywanych przez Jelonka.
P.S
Na koniec mały bonus w postaci coveru wykonywanego na
koncertach. Klimaty imprezowe - chociaż może nie aż tak jak prezentowany w top5: covery - Daddy Cool.
Czekam na Wasze typy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz