W poniedziałek z ramienia Limitera pojawiłem się na
koncercie grupy Closterkeller, który odbył się w Hard Rock Cafe Warsaw. Występ
nie był wcale taki oczywisty w związku z ogłoszoną żałobą narodową. Na
szczęście muzycy i organizator wykazali się w moim odczuciu zdrowym podejściem
i zadecydowali, że koncert odbędzie się zgodnie z planem.
Na początek kilka słów odnośnie wspomnianej żałoby. O jej
ogłoszeniu dowiedziałem się w sumie przypadkowo – jadąc metrem wśród reklam i
wiadomości znalazła się krótka notka informacyjna. Od razu zaświtała mi myśl
żeby upewnić się, że koncert rzeczywiście się odbędzie. Na szczęście na mojej
skrzynce już czekała wiadomość od organizatora, który oznajmiał, że dzisiejszy
występ będzie miał miejsce zgodnie z planem. Warto w takim razie zastanowić się,
jaki był sens wprowadzania kolejnej już ostatnim czasie żałoby. Dla mnie jest
sprawa całkowicie obojętna, podobnie pewnie zresztą jak dla większości to
czytających. Jej ogłoszenie nie miało dla mnie żadnego wpływu i gdyby nie fakt
koncertu wcale bym o niej pewnie nie wiedział. Moim zdaniem Prezydent (nie
tylko obecny, ale każdy, który będzie taką decyzję podejmował) powinien głębiej zastanowić się nad sensem tej
instytucji. Według mnie jej cel jest jak najbardziej słuszny, jednak w ostatnich
latach jest ona zdecydowanie nadużywana, przez co mocno traci na wartości, a
dla ludzi staje się czymś obojętnym i dociera do świadomości dopiero wówczas,
gdy staje na przeszkodzie ich planom.
Koncert jednak odbył się planowo, za co jeszcze raz słowa
uznania dla muzyków i organizatorów. Jak już wspomniałem na wstępie występ miał
miejsce w Hard Rock Cafe Warsaw. Co by nie mówić to raczej mało klimatyczne
miejsce dla takiej grupy jak Closterkeller. Moje obawy uległy spotęgowaniu, gdy
na jakieś 10 min przed planowanym rozpoczęciem koncertu plac pod sceną nadal
świecił pustkami a większość osób zajęta była raczej własnymi talerzami niż
muzyką. Na szczęście wraz z pojawieniem się muzyków grupka osób pod sceną
zdecydowanie zgęstniała. Celowo użyłem słowa grupka, bo nie był to imponujący
tłum. Wstydu jednak nie było i Anji dobrze udało się rozruszać publikę.
Koncerty Closterkellera to nie miejsce na szaleńcze pogo, słuchacze mogą raczej
pobujać się w rytm muzyki i pofałszować pod nosem i tak też było tym razem.
Kameralna atmosfera sprawiła, że mimo mało nastrojowej scenerii grupa wypadła
przekonująco, a małe rozmiary sceny i płyty pod nią pozwalały na bliski kontakt
z publiką. Anja raz po raz zagadywała słuchaczy i sypała różnymi anegdotami –
wspominała o wizycie komandosów podczas wykonywania Nocarza, opowiadała o
wrażeniach z festiwalu w Bolkowie i pochwaliła najmłodszą słuchaczkę (około 6
lat) na sali, która stała pod samą sceną. Od strony muzycznej koncert bardzo
przypadł mi do gustu – nie chcę zdradzać wszystkich szczegółów, te już w piątek
wraz z fotorelacją znajdziecie w Limiterze, ale w setliście znalazło się sporo
starszych kawałków. Idąc na koncert obawiałem się, że w związku z promowaniem
nowej płyty dominował będzie materiał z Bordeaux. Na szczęście lista utworów
była bardzo wyważona, dzięki czemu mogłem posłuchać utworów, które darzę największym
sentymentem.
Closterkeller to w ogóle zespół w pewien sposób dla mnie
wyjątkowy. Występ grupy Anji wraz z Moonlight i Delight to jeden z moich
pierwszych koncertów rockowo-metalowych. Pamiętam, że było to spore przeżycie,
kiedy w 2004 roku oglądałem ich po raz pierwszy na żywo w nieistniejącym już
olsztyńskim klubie ComeIn, gdy występowali w ramach trasy Dark Stars Festival.
Od tamtego czasu Anji przybyło trochę zmarszczek, w zespole doszło do zmian
personalnych ( jednym stałym towarzyszem Orthodox pozostaje Michał Rollinger, który
wciąż przez cały koncert trwa niewzruszony z kamienną twarzą) i stylistycznych,
ale atmosfera, jaką potrafią wytworzyć podczas koncertu nadal pozostaje na
najwyższym poziomie. Co prawda obecne dokonania grupy nie robią już na mnie
takiego wrażenia jak starsze płyty i dla mnie okres największej świetności
Closterkellera kończy się na Nero, jednak w wydaniu koncertowym nowe kawałki
także mają swój urok. Może to jednak nie tyle wina zmiany stylu przez zespół,
co zmiana moich gustów muzycznych. Niemniej, jednak nadal czekam na kolejne
wydawnictwa, na których będę mógł posłuchać głosu Orthodox, bo moim zdaniem to
wciąż jeden z najlepszych wokali w naszym kraju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz